Klinika Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu
Przylądek Nadziei to Ponadregionalne Centrum Onkologii Dziecięcej we Wrocławiu. Szpital powstał z inicjatywy Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” i dziś stanowi największy w Polsce dziecięcy ośrodek przeszczepowy. Lekarze oraz pielęgniarki każdego roku walczą tu o życie 2 tysięcy dzieci przyjeżdżających do Wrocławia na leczenie z całego kraju.
„Przylądek Nadziei jest absolutnie największym ośrodkiem onkologii dziecięcej w Polsce. To ośrodek, który wykonuje najwięcej przeszczepień komórek hematopoetycznych w Polsce, ale nie tylko – jesteśmy na 2. miejscu w Europie, zaraz po ośrodku w Rzymie. Jesteśmy również bardzo dużym ośrodkiem, jeśli chodzi o immunoterapię – w sensie terapii komórkowej CART-T, bo od marca 2020 roku wykonaliśmy już tych terapii czterdzieści. Wymyślamy nowe możliwości terapeutyczne i chcielibyśmy, aby w przyszłości Przylądek Nadziei stał się centrum leczenia wszystkich dzieci z Polski, a może i nie tylko. Aby pacjenci nie musieli jeździć zagranicę, tylko żeby to do nich przyjeżdżały komórki. Taki jest mój cel i moje marzenie jako kierownika kliniki.” prof. dr hab. n. med. Krzysztof Kałwak
„Tutaj nigdy nie jest pusto. Dzisiaj jestem ja, a jutro będzie ktoś inny. Wszyscy potrzebujemy Twojej pomocy”.
Pomóż dzieciom chorym na raka >>Do kogo się zgłosić? Jak mogę uzyskać wsparcie finansowe? Jakie zasady działają w Klinice? Poznajcie przewodnik pełen pomocnych informacji, które ułatwią Wam odnalezienie się w nowej sytuacji.
Fundacja „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” od 1991 roku pomaga dzieciom chorym na raka w powrocie do zdrowia. Przez ten czas wsparła tysiące dzieci chorych na nowotwory z całej Polski.
W Przylądku rodzice, dzieci, a także pracownicy opieki medycznej mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy psychologicznej, pedagogicznej, neurologopedycznej oraz onkodietetycznej.
Warsztaty plastyczne, kulinarne, a może… eksperymenty naukowe? Z nami nie ma mowy o nudzie! Sprawdź grafik przylądkowych zajęć. Czekamy na Was!
– Wszyscy mi mówili, że będę mogła wrócić do pływania. A ja byłam bardzo naiwna i wierzyłam, że jest to możliwe. Podeszłam do leczenia zadaniowo: pół roku w szpitalu, co miesiąc kolejny cykl chemii, a potem wracam do treningów. Postanowiłam, że przejdę przez to wszystko idealnie.
– Lubiłam sobie wyobrażać dobre rzeczy. Przed chorobą jeździłam konno, więc zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że galopuje przez pola. Oddychałam wtedy głęboko i zapominałam, gdzie jestem. Ani się nie bałam, ani nie smuciłam.
– Kiedy mam słabszy dzień włączam film. Jest tam pokazany moment, gdy leżę w szpitalu: wychudzony, zniszczony przez chemię. Za chwilę już jestem w trakcie zawodów, leżę na podłodze spocony, ledwo mogę oddychać, potem znowu ujęcie ze szpitala i znowu zawody: wstaję i idę walczyć. I tak trzeba robić też w życiu.